Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/167

Ta strona została przepisana.

— Zatrzymać ją! zatrzymać ją! Ona mi ukradła kochanka.
Publiczność pokładała się od śmiechu. Dwóch mężczyzn, dla żartu pochwyciło uciekającą, a chcąc ją niby uprowadzić, domagali się od niej pocałunku. Duroy obronił ją jednak i wyprowadził na ulicę.
Wskoczyła do próżnej dorożki, stojącej przed teatrem. Duroy skoczył za nią. Na zapytanie dorożkarza, gdzie ma jechać, odpowiedział:
— Gdzie ci się podoba.
Dorożka ruszyła powolnie, podskakując po bruku.
Klotylda, wstrząsana atakiem nerwowym, z twarzą zasłoniętą obiema rękami, dusiła się i drżała, a Duroy nie wiedział, co począć lub powiedzieć.
Usłyszawszy w końcu, że płacze, począł szeptać:
— Klo, moja maleńka Kio, wysłuchaj mnie, pozwól mi się usprawiedliwić! To nie moja wina... Znałem tę kobietę niegdyś... zaraz po przybyciu do Paryża...
Oderwała raptownie dłonie od twarzy i w uniesieniu kobiety rozkochanej i zdradzonej, z pasyą szaloną, dodającą jej siły, dysząc ciężko, gwałtownemi, urywanemi słowami wyrzuciła:
— Ach! nikczemnik... nikczemnik... takie