się, by się nie zdradzić czemkolwiek; spojrzeniem, zakłopotaniem chwilowem, lub czemś podobnem.
— Nie, wolę się nie zapoznawać z twoim mężem — odrzekł.
— Ależ dlaczego? — nalegała zdziwiona, naiwnie patrząc mu w oczy.
— A to zabawna rzecz dopiero! Nie wyobrażałam sobie, ze jesteś takim dzieciuchem.
— Niech i tak będzie, przyjdę w poniedziałek — odparł dotknięty.
— Wreszcie zaproszę także Forestier’ów — dodała.
— Chociaż, jak wiesz, nie lubię przyjmować gości.
Aż do poniedziałkowego obiadu, Duroy nie myślał o mającem nastąpić spotkaniu; w chwili jednak, gdy wchodził już na schody, uczuł się dziwnie pomięszanym — nie dlatego, by się wahał ściskać rękę tego człowieka, pić jego wino i jeść u niego, ale poprostu obawiał się czegoś, sam nie wiedząc czemu.
Wprowadzono go do salonu, gdzie musiał czekać, jak zwykle. Nareszcie otwarły się drzwi i ukazał się w nich wysoki, dekorowany, poważny i dystyngowany mężczyzna o białej brodzie. Podchodził ku niemu z wyszukaną grzecznością.
— Moja żona wspominała mi nieraz o pa-
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/214
Ta strona została skorygowana.