Duroy, kręcąc głową. — Nie pociągnie już długo.
— Ach! on już stracony! — potwierdziła pogodnie pani de Marelle. — Ten człowiek miał szczęście, zaślubiając podobną kobietę!
— Czy ona mu pomaga? — zapytał Duroy.
— Można powiedzieć, że ona robi to wszystko. Zna cały świat, udając, że nie patrzy nawet na nikogo; otrzymuje, czego chce, jak chce i kiedy chce. Oh! sprytna ona, zręczna i intrygantka, jak żadna. To prawdziwy skarb dla człowieka dążącego wysoko!
— Prawdopodobnie wyjdzie niezadługo powtórnie za mąż? — ozwał się znowu Duroy.
— No, tak, — odpowiedziała pani de Marelle. — Nie dziwiłoby mnie, gdyby miała już kogo upatrzonego... na przykład... jakiego deputowanego... chyba... chybaby on nie chciał... ponieważ... ponieważ... byłyby może wielkie przeszkody... moralne... Wreszcie, ja nic nie wiem.
— Ty zawsze podejrzywasz coś nadzwyczajnego! Nie lubię tego — mruknął pan de Marelle z odcieniem niecierpliwości.
— Nie mieszajmy się nigdy w cudze sprawy. Mamy dosyć do czynienia z własnem sumieniem. To powinno być regułą ogólną dla całego świata.
Duroy powracał do domu, pełen niepokoju i mglistych jakichś kombinacyi.
Nazajutrz poszedł złożyć wizytę Forestier’om
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/217
Ta strona została skorygowana.