Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/238

Ta strona została skorygowana.

— Tak, nie potrzebuję już niczego.
Boisrenard, ze względu na niezwykle okoliczności, przypiął order cudzoziemski zielono-żółty, którego Duroy nie widział dotąd u niego.
Zeszli na ulicę. W powozie siedział jakiś jegomość.
— Doktor Le Brument — przedstawił Rival.
Duroy uścisnął mu rękę, mamrocząc:
— Dziękuję panu. Poczem chcąc zająć miejsce, usiadł na czemś twardem, lecz w jednej chwili zerwał się napowrót, jakby za naciśnięciem sprężyny. Twardym przedmiotem były pistolety.
— Ach! nie! nie! — powtarzał Rival. — W głębi walczący i doktór.
Zrozumiał nareszcie Duroy o co chodzi i usiadł, gdzie mu kazano.
Obydwaj świadkowie wsiedli również i powóz potoczył się szybko. Woźnica nie pytał o adres; wiedział już, dokąd ma jechać.
Futerał z pistoletami przeszkadzał jednak wszystkim, a najbardziej Jerzemu, który wolałby go nie mieć przed oczyma. Próbowano położyć go za plecami; gniótł krzyże; następnie umieszczono go między Boisrenard’em a Rival’em — przewracał się znowu co chwila. Wsunięto go wreszcie pod nogi. Rozmowa, mimo opowiadanych przez doktora anegdot, urywała się znowu co chwila. Jeden tylko Rival mu odpowiadał. Duroy