Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/259

Ta strona została skorygowana.

obok tego dyszącego, siedzącego na fotelu człowieka, dostrzega nagle stojącą tuż koło siebie, straszliwą i ohydną śmierć. Napadła go gwałtowna chęć ucieczki, natychmiastowego powrotu do Paryża. Ach! gdyby był wiedział, nie byłby tu przyjechał.
Noc, jak gdyby przedwczesna żałoba, całkowicie zalegała pokój. Widać było tylko okno i rysującą się na jaśniejszej, lustrzanej tafli, sylwetkę stojącej wciąż nieruchomo młodej kobiety.
— No i cóż, nie przyniosą dzisiaj lampy? — zapytał niecierpliwie Forestier. — To się nazywa pielęgnować chorego.
Cień rysującego się na szybach ciała zniknął i w tejże samej niemal chwili rozległ się odgłos dzwonka elektrycznego. Za chwilę wszedł służący z zapaloną lampą i postawił ją na kominku.
— Położysz się, czy zejdziesz na obiad do jadalni? — zapytała Magdalena.
— Zejdę — odrzekł.
W ciągu godzinnego czekania na obiad wszyscy troje siedzieli nieruchomo, zamieniając czasami jakieś banalne zdanie, rzucając nic nie znaczące słowo, jak gdyby zbyt długie milczenie groziło niebezpieczeństwem. Pragnęli przerwać tę głuchą ciszę i ożywić zakrzepłe powietrze tego pokoju, w którym krążyła już śmierć.