cym serce radością, Duroy udał się nad morze, uważając, iż dosyć będzie miał czasu na odwiedzenie Forestiera.
Gdy wrócił na śniadanie, służący oznajmił mu, iż pan Forestier pytał już kilkakrotnie o niego.
— Może pan zechce wejść do niego na górę — rzekł.
Udał się do Karola. Chory zdawał się drzemać w fotelu. Żona wyciągnięta na kanapce, czytała.
Forestier podniósł głowę.
— No i cóż, jakże się miewasz? — spytał Duroy.
— Zuchowato dziś wyglądasz — dodał.
— Tak, dziś mi lepiej — szepnął suchotnik.
— Odzyskałem siły. Zjedz prędko śniadanie z Magdaleną, to wyjedziemy na spacer.
— Ot, widzi pan! dzisiaj zdaje mu się, iż jest już ocalony — rzekła młoda kobieta, znalazłszy się sam na sam z Duroy’em.
— Układa projekty od samego rana. Jedziemy w tej chwili do zatoki Juan, dla zakupienia fajansów do naszego mieszkania w Paryżu. Chce koniecznie wyjechać, choć ja strasznie się tego boję. To mu może zaszkodzić.
Gdy zajechała kareta, Forestier zeszedł na dół, opierając się silnie na ramieniu służącego.
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/261
Ta strona została skorygowana.