zowanymi wąsikami, długą i denerwującą pieszczotą, muskając białe, delikatne ciało.
— Dajże pokój — powtórzyła, wstrząsając się.
Ująwszy prawą ręką głowę Magdaleny, obrócił ją ku sobie i, jak jastrząb na zdobycz, rzucił się na jej usta.
Szamotała się, odpychała go, starała się uwolnić z tego uścisku.
Gdy się jej nareszcie udało, powtórzyła:
— Dajżeż pokój.
Nie słuchał jej już wcale, ściskając i całując pożądliwemi, drżącemi usty i próbując przewrócić ją na poduszki kanapy.
Odepchnęła go gwałtownie i szybko się zerwała:
— Ach! przestańże już Jerzy. Nie jesteśmy przecież dziećmi, możemy zaczekać do Rouen.
Zaczerwienił się po same uszy, zmrożony temi słowami rozsądku, poczem odzyskując zwolna swą zimną krew, rzekł wesoło:
— Niech i tak będzie, zaczekam. Będę jednak durniem, jeśli do tej pory wypowiem dwadzieścia słów. A pamiętaj, że jesteśmy dopiero w Poissy.
— No, to ja będę mówiła.
Siadła obok niego i zaczęła mówić, co będą robili po powrocie do Paryża. Zatrzymają mieszkanie po pierwszym jej mężu, a Duroy odzie-
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/321
Ta strona została skorygowana.