spostrzegł nagle oddalonych od niego o kilkanaście sążni dwoje zbliżających się starych ludzi. Zeskoczył z powozu z okrzykiem.
— Oto ich masz. Poznają ich!
Było to dwoje wieśniaków, mężczyzna i kobieta, idących nierównym krokiem, kołyszących się i potrącających wzajem ramionami. Mężczyzna, niskiego wzrostu, przysadzisty był, czerwony, barczysty, mimo podeszłego już wieku. Kobieta wysoka, sucha, zgarbiona i smutna, prawdziwa niewolnica pracy, zaciągnięta w jarzmo od zarania życia, kobieta, która się nigdy nie śmiała, gdy jej mąż wdawał się zwykle w gawędy, pijąc z gośćmi oberży, Magdalena, wysiadłszy również z powozu, przypatrywała się tym dwom biednym istotom, na widok których doznała dziwnego ściśnienia serca, jakiegoś smutku nieprzewidywanego. Nie poznali oni syna w tym pięknym panu, a w eleganckiej i strojnej w jasną suknią kobiecie nie domyślali się synowej.
Szybkim krokiem, w milczeniu, dążyli na powitanie oczekiwanego dziecka i nie zwracali uwagi na elegantów, postępujących za powozem.
— Dzień dobry, ojcze — zawołał Duroy ze śmiechem.
Oboje stanęli jak wryci. Ogarnęło ich na-
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/332
Ta strona została skorygowana.