snowa gałąź, zawieszona tu starym zwyczajem ponad drzwiami, oznajmiała, ze zmęczony podróżnik znaleźć może wytchnienie i posiłek.
Na dwóch dużych stołach kawiarni stały gotowe nakrycia, poosłaniane serwetami. Przybyła tu do pomocy sąsiadka, złożyła głęboki ukłon wchodzącej pięknej pani, następnie poznając Jerzego, krzyknęła:
— Jezus, Marya, to ty, smyku?
— Tak, to ja, matko Brulin — odrzekł wesoło.
I pocałował ją, jak pocałował był przed chwilą ojca i matkę.
— Chodźmy do naszego pokoju — zwrócił się do żony. — Będziesz mogła odłożyć okrycie i kapelusz.
Zaprowadził Magdalenę do pokoiku po prawej stronie kawiarni, wybielonego wapnem.
Stało tu łóżko z bawełnianemi firankami; nad niem krucyfiks nad kropielnicą i dwa kolorowe obrazki: Paweł i Wirginia pod palmą i Napoleon I na gniadym koniu: wszystko to razem tworzyć miało jedyną ozdobę tego pokoiku czystego i ponurego.
— Dzień dobry, Magdalenko — rzekł Jerzy, całując ją czule. — Rad jestem, że widzę starych. W Paryżu człowiek zapomina o nich, a jednak przyjemnie mi, że ich znów widzę.
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/335
Ta strona została skorygowana.