Duroy zrobił miną niezadowoloną. Młoda kobieta wstała zatem i wyszedłszy przed domek, usiadła na krześle, czekając, aż ojciec i mąż wypiją czarną kawą i likiery.
Jerzy wyszedł niezadługo.
— Czy chcesz pójść nad Sekwaną? — zapytał.
— Ach! tak! Chodźmy! — zawołała z radością.
Zeszli oboje z góry, a wynająwszy w Croiset łódkę, przepędzili całe popołudnie na małej wysepce, zacienionej wierzbami, gdzie słodkie wiosenne powietrze i delikatny szum fal rzecznych, rozkosznie ich rozmarzał.
Noc już zapadała, gdy powrócili do domu.
Posiłek wieczorny, przy jedynej świecy, był jeszcze bardziej przykry dla Magdaleny, niż śniadanie. Ojciec Duroy, mający tego dnia lichy zarobek, milczał. Matka miała ciągle miną cierpką.
Żółte światło palącej się świecy rzucało na ścianą cienie olbrzymich nosów i ruchów dziwacznych. Od czasu do czasu wyłaniała się potworna ręka, podnosząca widelec, podobny do wideł, a usta, otwierające się dla przyjęcia pokarmu, przypominały paszczęki potworów, ilekroć czyjś profil odbił się na ścianie.
Zaledwie doczekawszy końca obiadu, Magdalena wyciągnęła męża na powietrze, nie mogąc wytrzymać w ciemnej tej i dusznej sali, przepełnionej cierpkim dymem fajczanym i odorami różnorodnych napojów.
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/339
Ta strona została skorygowana.