sprowadzony przez małego wisusa, przybył o godzinie dziesiątej, młodzi małżonkowie, ucałowawszy starych wieśniaków, wyruszyli w stronę Rouen.
— Widzisz, uprzedzałem cię — przemówił ze śmiechem Duroy, oddalając się od wioski. — Nie powinnaś była poznawać państwa du Roy de Cantel, ojca i matki.
— Teraz jestem już zachwycona — odpowiedziała również ze śmiechem. — Zacni ludzie i zaczynam ich teraz kochać. Z Paryża poszlę im różnych łakoci.
— Du Roy de Cantel — rzekła. — Zobaczysz, iż nikt się nie zadziwi rozesłanemi zawiadomieniami. Opowiemy, że byliśmy przez cały tydzień w majętności twoich rodziców.
I przysunąwszy się do małżonka, ucałowała go pieszczotliwie, mówiąc: Dzień dobry, Jerzyku.
— Dzień dobry Magdalenko — odpowiedział, obejmując jej kibić.
Zdaleka, w głębi doliny, widać już było wspaniałą rzekę, roztaczającą się srebrną wstęgą w blaskach porannego słońca; i wszystkie kominy fabryk, ziejące w niebo chmurami węglowego dymu i wszystkie dzwonnice starego grodu.
Państwo Du Roy byli już od dwóch dni w Paryżu i dziennikarz powrócił tymczasowo