dziono go z pomysłu, a temsamem i z przyjemności oczekiwanej.
— Zaprosiłaś kogoś na obiad? — zapytał, wchodząc.
— Tak i nie — odpowiedziała, nie odwracając głowy i w dalszym ciągu układając kwiaty.
— To stary mój przyjaciel, hrabia de Vaudrec, ma zwyczaj obiadowania tu każdego poniedziałku, więc i dzisiaj.
— Ach! dobrze — mruknął Jerzy.
Stał za nią, trzymając w ręku przyniesiony bukiet, mając ochotę rzucić go, skryć przed oczami żony.
— Patrz, przyniosłem ci kwiaty — rzekł jednak po chwili.
— Ach! jakiś ty dobry, że pamiętałeś o tem — zawołała, odwracając się nagle i uśmiechnięta, rzuciła mu się na szyję.
Wyraz szczerości, widny na twarzy Magdaleny, uspokoił go i pocieszył.
Młoda kobieta pochwyciła róże, poiła się ich wonią, z minką uradowanego dziecka, poczem umieściła je w drugim, pustym dotąd wazonie.
— Ach! jakże się cieszę! — zawołała. — Taki mam teraz śliczny kominek.
— Wiesz, to zachwycający człowiek, ten hrabia Vaudrec. Od pierwszego widzenia bę-
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/344
Ta strona została skorygowana.