osoby dorosłej i oddaliła się w milczeniu. Miała minę kobiety obrażonej, która go zdumiała.
Za chwilą weszła matka. Ujął ją za rękę i pocałował.
— Ileż razy myślałem o pani — przemówił.
— Ja także — odparła.
Usiedli, patrząc sobie prosto w oczy i uśmiechając się nawzajem, mając ochotą ucałować się w usta.
— Maleńka moja Klo, kocham cię.
— Ja również.
— A zatem... zatem... nie bardzo się na mnie gniewałaś?
— Tak i nie... Sprawiło mi to przykrość, potem jednak zrozumiałam powód i powiedziałam sobie: Ba, powróci do mnie, dziś czy jutro.
— Nie śmiałem przyjść, nie wiedząc, jak mnie przyjmiesz. Nie śmiałem, lecz miałem ogromną ochotą. Ale, à propos. Powiedz mi, co się dzieje z Lorką. Zaledwie raczyła mnie powitać i uciekła, jakby rozgniewana.
— Albo ja wiem! Nie można jednak mówić z nią o tobie od czasu twego ożenienia. Doprawdy, przypuszczam, iż musi być chyba zazdrosną o ciebie.
— Ale cóż znowu!
— Tak, tak, mój kochany. Nie nazywa cię już Bel-Ami, tylko Forestier’em.
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/372
Ta strona została skorygowana.