— Ni złe, ni dobre. Żona moja, to towarzyszka... wspólniczka.
— Nic więcej?
— Nic więcej... Co do serca...
— Rozumiem dobrze. Jest jednak przyjemna.
— Tak, ale to mnie nie wzrusza. Kiedyż się zobaczymy? — szepnął, przysuwając się do Klotyldy.
— Ależ... jutro... jeśli chcesz?
— Tak, jutro, o godzinie drugiej.
— O drugiej.
Powstał, zabierając się do wyjścia, poczem wyjąkał z pewnem zakłopotaniem:
— Wiesz, chciałbym wziąć teraz całkowicie na siebie to mieszkanie przy ulicy Konstantynopolskiej. Chcę tego koniecznie. Tegoby jeszcze brakowało, byś ty za nie płaciła.
Tym razem Klotylda ucałowała z uwielbieniem ręce kochanka, szepcząc miłośnie:
— Uczynisz, jak zechcesz. Wystarcza mi, iż zachowałam je do naszego spotkania.
Du Roy oddalił się pełen zadowolenia.
Przechodząc koło jakiejś fotograficznej wystawy, ujrzał portret wspaniałej kobiety, przypominąjącej mu panią Walter.
— Mniejsza o to — powiedział sobie — musi ona być jeszcze niczego. Jak to się stało,
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/374
Ta strona została skorygowana.