pani — odpowiedział. — Jakaś siła parła mię tutaj, nie wiem nawet dlaczego, gdyż nic nie mam pani do powiedzenia. Przyszedłem, jestem! Wybaczy mi pani tę ranną wizytę i szczerość wyznania.
Powiedział to uprzejmie, tonem żartobliwym, z lekkim uśmiechem na ustach, lecz z odcieniem powagi w głosie.
— Ależ... doprawdy — wyrzekła zdumiona i lekko zaczerwieniona pani Walter.
— Nie rozumiem pana... to takie dla mnie niespodziane...
— Oświadczenie na nutę wesołą, by panią nie przerazić zbytecznie — dorzucił.
Usiedli tu i koło siebie. Gospodyni obróciła to w żart:
— A zatem oświadczenie... na seryo?
— Ależ najzupełniej! Dawno już pragnąłem je uczynić, bardzo nawet dawno. Nie miałem jednak śmiałości. Mówią, że pani taka surowa, taka niedostępna...
— Dlaczegóż wybrał pan dzień dzisiejszy? spytała, odzyskując zwykły spokój.
— Alboż wiem?... Może dlatego, że od wczoraj myśl moja wyłącznie jest zajęta panią — dodał niepewnym szeptem.
Pani Walter gwałtownie pobladła.
— No, dość już tego dzieciństwa, mówmy o czem innem.
On jednak rzucił jej się do nóg ruchem
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/393
Ta strona została skorygowana.