Pozostawiła rękę w jego dłoni i, oddychając ciężko, wymówiła:
— Nie, nie mogę, nie chcę. Pomyśl tylko, co pomyślałaby moja służba, moje dzieci. Nie, to niepodobna.
— Nie mogę już żyć dłużej bez twego widoku — mówił dalej. — Mniejsza z tem, czy zobaczę cię w twoim domu, lub gdziekolwiek. Potrzebuję cię widzieć choćby na minutę, na minutę codziennie. Potrzebuję dotknąć twojej ręki; potrzebuję odetchnąć tem samem, co ty, powietrzem, potrzebuję nasycić wzrok ślicznemi liniami twego ciała i wpatrzeć się w twe wielkie, piękne oczy, napełniające mię szałem.
Drżąca i wzruszona, wsłuchiwała się w tę banalną muzykę miłosną.
— Nie, nie, — jąkała. — Nie... to niepodobna. Uspokój się pan!
— Słuchaj... trzeba koniecznie — szeptał jej w ucho, czując, iż skromną tę kobietę trzeba brać powolutku, że trzeba nakłonić ją do naznaczenia schadzki naprzód tam, gdzie ona ją wybierze, by potem... samemu już stawiać warunki. — Słuchaj — szeptał — trzeba... zobaczę cię.!. czekać będę na ciebie przed drzwiami twego mieszkania... jak żebrak. Gdy nie zejdziesz, przyjdę do ciebie... lecz muszę cię zobaczyć... zobaczę cię... jutro...
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/398
Ta strona została skorygowana.