Zwróciła ku niemu swą twarz trupiobladą, skurczoną bólem strasznym i głosem przerywanym poczęła:
— Zostaw mnie w spokoju... zostaw w spokoju... teraz... odejdź... odejdź odemnie... odejdź tylko na pięć minut... za wiele cierpię przy tobie... chcę się modlić... nie mogę... odejdź odemnie... Pozwól mi się modlić... samej... przez pięć minut... nie mogę... pozwól mi błagać Boga... by mi przebaczył... by mię ocalił... odejdź odemnie... na pięć minut...
Twarz miała tak wzburzoną, wyraz tak bolesny, że Jerzy wstał w milczeniu i dopiero po chwilowym namyśle zapytał:
— Czy wolno mi będzie zaraz powrócić?
Skinęła mu głową, jakby w odpowiedzi: „Tak, zaraz“ i Jerzy oddalił się w stronę chóru.
Teraz próbowała się modlić. Z nadludzkim wysiłkiem chciała myśleć o Bogu i drżąca, tracąc zmysły, rzuciła w niebo okrzyk:
— Litości!
W rozpaczy zamknęła oczy, by nie patrzeć dłużej na tego, który się od niej oddalał. Wypędzała go z myśli, buntowała się przeciw niemu, mimo to jednak, zamiast wyczekiwanych widzeń niebieskich, wciąż widziała przed sobą fryzowane wąsiki młodego człowieka.
Od roku już walczyła tak codziennie wieczorami z potęgującą się w niej namiętnością, walczyła z tym obrazem, majaczącym w sennych
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/408
Ta strona została skorygowana.