— Tak, z okolic Bordeaux. A pan, czy jedynie przez ciekawość zaszedłeś do tego kościoła?
— Nie, ja czekam również na kobietą.
I z temi słowy, ukłoniwszy się spacerującemu jegomościowi, dziennikarz oddalił się z lekkim uśmiechem na ustach.
Zbliżywszy się do wielkich drzwi, ujrzał powtórnie biedną kobietę, klęczącą ciągle i modlącą się bez przerwy.
— Na honor! to dopiero wytrwałe natchnienie — pomyślał.
Nie był już teraz wzruszonym i nie czuł dla niej żadnego współczucia.
Przeszedł obok klęczącej i podążył ku nawie, koło której pozostawił panią Walter.
Zdala już upatrywał miejsca, gdzie klęczała, dziwiąc się, iż nie może jej dojrzeć. Przypuszczał, iż pomylił się może co do filaru i doszedł aż do końca nawy. Nie znalazłszy jej, zawrócił. Musiała chyba odejść! Stanął wściekły i zdumiony. Potem pomyślał, iż musi go chyba szukać i znów okrążył kościół. Nie znalazłszy jej jednak nigdzie, wrócił i usiadł na krześle, zajmowanem wpierw przez nią, przekonany, iż przyjdzie do niego. Czekał. Niezadługo, cichy jakiś szept zwrócił raptownie całą jego uwagę. Nikogo przecież nie było w tym kącie kościoła. Skądże więc mogą pochodzić te szepty? Powstał,
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/413
Ta strona została skorygowana.