— Wysiądź pani i wejdź do tego domu. Tu będziemy spokojniejsi.
— Ale gdzież my jesteśmy? — U mnie. W mojem dawnem kawalerskiem mieszkaniu, do którego powróciłem... na kilka dni... chcąc mieć swobodny kącik, w którym moglibyśmy się widywać.
— Nie, nie, nie chcę! Nie chcę! — zawołała przerażona, na samą myśl podobnego sam na sam.
Uchwyciła się ścianki powozu.
— Przysięgam pani, iż cię uszanuję — wymówił z mocą. — Chodź. Widzisz, iż nam się już przypatrują, a niezadługo otoczy nas gromada gapiów. Spiesz się pani... spiesz... wysiadaj... Przysięgam, iż cię uszanuję — zapewnił znowu.
Handlarz win, stojący przede drzwiami swego handlu, przypatrywał im się ciekawie. Zdjęta przestrachem, wbiegła szybko do bramy.
Chciała już biedź na schody, lecz Jerzy pochwycił ją za ramię, objaśniając:
— To tu, na dole.
Z temi słowy wepchnął ją do mieszkania.
Zaledwie zamknął za sobą drzwi, rzucił się na kobietę, jak na swą zdobycz. Wyrywała mu się, walczyła, szeptała raz po raz:
— Ach! mój Boże!... ach! mój Boże!...
Z namiętnem uniesieniem całował jej szyję,
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/422
Ta strona została skorygowana.