szący się jak fala, swobodny, pełen elegancyi, prawdziwy tłum odświętny.
Nagle wydało się Jerzemu, że dosłyszał wyrazy:
— To Laroche i pani Du Roy.
Zdanie to obiło mu się o ucho, jak oddalone echo, krążące w powietrzu. Skąd ono przyszło? Zaczął się rozglądać na wszystkie strony i w istocie spostrzegł przechodzącą żonę, wspartą na ramieniu ministra.
Rozmawiali po cichu, z pewnym odcieniem poufałości, uśmiechnięci, patrząc sobie w oczy.
Zdało mu się, iż dosłyszał pewne szepty przechodniów o tej parze i nagle uczuł brutalną i głupią ochotę rzucenia się na tych dwoje ludzi i ubicia ich pięścią.
Wystawiała go na pośmiewisko. Przypomniał sobie Forestier’a. Teraz mówiono może za jego plecami: „Ten rogacz Du Roy“. Kimże ona była? Parweniuszka i dość zręczna intrygantka, nie posiadająca jednak środków odpowiednich. Przychodzono do niego, gdyż obawiano się go obrazić, ale za jego plecami musiano dobrze obmawiać to małżeństwo dziennikarskie. Nigdy nie dojdzie do niczego z tą kobietą. Rzuca podejrzenie na jego dom, kompromituje go, napełnia atmosferą intrygi. Teraz staje mu się prawdziwą kulą u nogi. Ach!
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/490
Ta strona została skorygowana.