Mężczyźni odwracali się i przypatrywali tej pięknej i eleganckiej brunetce.
— W zamian za tę przysługę — odparł Du Roy — zabieram ci mój drogi, żonę, albo raczej ofiarowuję jej ramię. Trzeba zawsze rozdzielać małżonków.
— Ma pan słuszność — potwierdził pan de Marelle. — Jeśli cię zgubię, znajdziemy się tutaj za godzinę.
— Wybornie.
I młoda para utonęła w falującym tłumie, pozostawiając małżonka nieco w tyle.
— Jaki to szczwany lis, ten Walter — powtarzała KlotyIda. — Co to jednak znaczy rozum w interesach!
— Ach! — odparł — ludzie silni dochodzą zawsze do celu, nie tym, to innym sposobem.
— Oto dwie panny, z których każda będzie miała około trzydziestu milionów. Nie licząc przytem piękności Zuzanny.
Jerzy milczał. Irytowało go, iż własną jego myśl powtarzają inne usta.
Klotylda nie widziała jeszcze Chrystusa idącego po falach. Ofiarował się być jej przewodnikiem. Po drodze zabawiali się obgadywaniem ludzi, wyśmiewaniem nieznajomych. Otarli się około Saint-Potin’a, noszącego na klapie fraka liczne dekoracye i śmiali się z niego serdecznie.
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/493
Ta strona została skorygowana.