nadzwyczajnem. Widocznie musiał wracać z bufetu. Uwolnił się wreszcie Jerzy, pozostawiając go panu de Marelle, spotkanemu we drzwiach salonu i uciekł jak mógł najprędzej. Musiał jeszcze uważać, ażeby go nie spostrzegli: żona i Laroche. Udało mu się to jednak z łatwością. Rozmawiali ciągle z nadzwyczajnem ożywieniem. Nareszcie znalazł się w ogrodzie.
Chłodne powietrze oblało go, jak zimna kąpiel.
— Ach! do licha! dostanę jeszcze kataru — pomyślał, obwiązując gardło chustką.
Szedł powoli aleją, nie mogąc się zoryentować w tych otaczających go nagle ciemnościach.
Na lewo i na prawo rozróżniał teraz krzewy, ogołocone z liści; delikatne ich gałązki drżały zlekka na wietrze. Przez gęstwinę przedostawały się szare światła, odblaski iluminowanych okien pałacu. Na drodze dostrzegł coś bielejącego, a w tejże chwili pani Walter z obnażoną szyją i ramionami, drżącym od wzruszenia głosem, szepnęła:
— Ach! nareszcie! Czy ty mię chcesz zabić?
— Proszę cię — odparł chłodno — nie wyprawiaj żadnych scen dramatycznych. Inaczej, odchodzę natychmiast. Rzuciła mu się na szyję i zbliżając wargi do jego ust mówiła:
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/496
Ta strona została skorygowana.