przód ucho, a potem oko do dziurki od klucza. Nie usłyszał i nie zobaczył nic. Zadzwonił.
Komisarz zwrócił się do policyantów.
— Zostaniecie tu na każde zawołanie — rzekł.
Czekali. Po dwóch czy trzech minutach Jerzy szarpnął dzwonkiem. Teraz doszedł ich delikatny jakiś szmer, lekkie kroki zbliżały się ku drzwiom wchodowym. Dziennikarz gwałtownie stuknął pięścią we drzwi.
— Kto tam? — zapytał zmieniony głos kobiecy.
— Otworzyć, w imieniu prawa! — odpowiedział komisarz.
— Kto pan jesteś? — powtórzył głos.
— Jestem komisarzem policyi. Proszę otworzyć, albo wyłamię drzwi.
— A czego pan chce? — pytano dalej.
— To ja jestem — ozwał się Du Roy. — Nie uda wam się umknąć przed nami. Lekkie stąpanie bosych nóg oddaliło się na chwilę i powróciło niebawem.
Jeśli nie otworzycie, wyważymy drzwi — rzekł znowu Jerzy.
Naciskał z całej siły mosiężną klamkę i popychał ją zwolna ramieniem. Gdy jednak nie odpowiedziano mu natychmiast, uderzył w klamkę tak gwałtownie i silnie, że stary zamek nie zdołał oprzeć się podobnemu natarciu.
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/516
Ta strona została skorygowana.