Magdalena odzyskała tymczasem zimną krew, i widząc, że wszystko stracone, była gotową na wszystko. Bezczelna śmiałość błyszczała teraz w jej oczach; skręciwszy kawałek papieru pozapalała nim jakby na jakie wystawne przyjęcie, wszystkie dziesięć świec, oprawnych w brzydkie kandelabry, ustawione na kominku. Następnie, oparła się o marmurowy blat i wyciągając jedną z bosych nóg ku gasnącemu już ognisku, co uniosło spódniczkę, zaledwie przewiązaną na biodrach, wyjęła papierosa, zapaliła go i poczęła puszczać zgrabne kółka.
Komisarz, czekając aż ubierze się jej współwinowajca, stanął przy młodej kobiecie.
— Często pan praktykuje to rzemiosło? — zapytała go hardo.
— Staram się jak najrzadziej, — odpowiedział z powagą.
— Winszuję — odparła, śmiejąc mu się w sam nos. — W każdym razie nieczysty to interes.
Starała się nie widzieć swego męża, pokazać, iż wcale o niego nie dba. Mężczyzna tymczasem kończył tualetę. Włożył spodnie, kamasze i zbliżył się, zapinając kamizelkę.
Urzędnik policyjny zwrócił się znów do niego z zapytaniem:
— A teraz panie, czy zechcesz mi powiedzieć swoje nazwisko?
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/521
Ta strona została skorygowana.