Jerzy i Zuzanna pozostali za resztą towarzystwa. Zaledwie się trochę oddalili, rzekł głosem cichym i stłumionym:
— Zuzanno, ubóstwiam cię. Kocham cię do szaleństwa!
— Ja również, Bel-Ami — szepnęła.
— Jeśli cię nie dostanę za żonę, opuszczę Paryż i kraj ten — mówił dalej.
— Spróbuj pan poprosić ojca o moją rękę — odparła. — Prawdopodobnie zezwoli na nasz związek.
Uczynił gest zniecierpliwienia.
— Nie! po raz dziesiąty panią zapewniam, że to się na nic nie przyda. Zamkną mi dom, wyrzucą z dziennika i nie będziemy się nawet mogli widywać. Oto piękny rezultat, jaki przewiduję, jeśli zachowam formy zwykłego konkurenta. Przyrzekli rękę pani margrabiemu de Cazolles i mają nadzieję, że w końcu się zgodzisz. I czekają.
— Więc co zrobić? — spytała.
Namyślał się, patrząc na nią z ukosa.
— Czy dość mię kochasz, by popełnić szaleństwo? — spytał.
— Tak — odpowiedziała stanowczo.
— Wielkie szaleństwo?
— Tak.
— Największe z szaleństw?
— Tak.
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/530
Ta strona została skorygowana.