uderzeń, potem znowu dwa inne zadźwięczały wśród ciszy, a nakoniec odezwało się jeszcze jakieś echo oddalone, powtarzające ową stanowczą już godzinę.
— Już po wszystkiem. Przegrałem. „Ona nie przyjdzie“ — pomyślał, gdy przebrzmiewało już ostatnie echo dwunastego uderzenia.
Zdecydowany był jednak czekać choćby do samego rana. Trzeba być cierpliwym w takich wypadkach.
Czekał kwadrans, pół godziny i jeszcze kwadrans, aż nakoniec wszystkie zegary obwieściły godzinę pierwszą w tenże sam sposób, w jaki oznajmiały północ.
Przestał już wyczekiwać, łamiąc sobie głowę, co się stać mogło. Nagle jakaś główka kobieca zajrzała przez drzwi karetki, pytając:
— Czy to ty, Bel-Ami?
— Ach! Zuzanno — zawołał, drgnąwszy gwałtownie.
Poczuł w gardle silne dławienie.
— Tak, to ja — odpowiedział głos kobiecy.
— Ach! to ty... to ty... wejdź-że — powtarzał kilkakrotnie, nie mogąc otworzyć drzwiczek.
Zuzanna weszła do karetki i rzuciła się obok Jerzego.
— Jedź! — krzyknął wówczas do woźnicy i dorożka potoczyła się szybko.
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/536
Ta strona została skorygowana.