mucił dziewczynę — krzyknął Walter z wściekłością. — Tego to sprawka napewno, że Zuzanna odmówiła margrabiemu de Cazolles. Do licha! uważa, że jej posag, to dobra gratka. Ty sama przyciągałaś go ustawicznie — mówił dalej, mierząc pokój wielkimi krokami. — Pochlebiałaś mu, ciachałaś, nie miałaś dosyć pochwał dla niego. Wiecznie: Bel-Ami tam, Bel-Ami tu. I tak codziennie od rana do wieczora. Masz teraz za swoje.
— Ja? ja go przyciągałam! — szepnęła, blednąc.
— Tak, ty! — krzyknął. — Wy wszystkie szalałyście za nim. Ty, pani de Marelle, Zuzanna i inne. Myślisz, że nie widziałem, iż nie mogłaś się bodaj przez dwa dni obejść bez niego!
— Nie pozwolę do siebie tak przemawiać — rzekła tonem tragicznym. — Zapominasz, iż nie wychowałam się jak ty, w sklepie.
Stał przez chwilę jak skamieniały, zdziwiony tem, co usłyszał, następnie zaklął i wybiegł z pokoju, trzasnąwszy drzwiami.
Zaledwie ujrzała się sama, podeszła instynktownie do lustra, jak gdyby chciała się przekonać, czy nie zaszła w niej jaka zmiana. Wszystko to wydawało jej się takie niepodobne, takie potworne! Zuzanna kochała Bel-Amiego, a on chciał się z nią ożenić! Nie! to nie może być prawdą. Musiała się chyba pomylić! Bardzo
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/539
Ta strona została skorygowana.