Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/542

Ta strona została skorygowana.

— Stało się, trzyma ją — jęknął tylko. — Jesteśmy zgubieni.
— Jakto zgubieni? — zapytała, nie rozumiejąc o co idzie.
— No, tak, do licha! Teraz musi się z nią ożenić.
— On! nigdy! — krzyknęła dziko. — Oszalałeś chyba?
— Krzyki do niczego nie doprowadzą — odparł smutno. — Porwał ją, shańbił. Teraz najlepiej zrobimy, gdy mu ją damy. A jeśli się zręcznie zabierzemy do sprawy, nikt się nawet nie dowie o całem zajściu.
— Nigdy! nigdy! — powtarzała pani Walter, wstrząśnięta do głębi. — On nigdy nie dostanie Zuzanny! Nigdy na to nie pozwolę.
— Jednak ją ma. Stało się. Ukryje on ją dobrze i będzie trzymał, dopóki nie otrzyma naszego zezwolenia. Dla uniknięcia zatem skandalu, trzeba ustąpić natychmiast.
— Nie! nie! Nie pozwolę na to nigdy! — powtarzała, szarpana bólem straszliwym.
— Niema już o czem mówić — przerwał zniecierpliwiony. — To być musi. Ach! łajdak! jak on nas podszedł... W każdym razie, silny to człowiek. Mogliśmy wynaleść lepszą partyę, pod względem stanowiska społecznego, ale trudno o większy spryt i rzutkość umysłu. To