Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/55

Ta strona została przepisana.

zniżała głos dla wypowiedzenia jakiejś drobnostki, przybierającej w ten sposób charakter intymny.
Duroy zapalał się żądzą wewnętrzną dotknięcia choć lekko tej młodej, interesującej się nim kobiety. Gotów był odrazu poświęcić się dla niej, bronić jej, okazać jej całą swoją wartość, a powolność, z jaką odpowiadał na zapytania, oznaczała tylko wytężenie jego myśli.
Tymczasem, bez najmniejszego powodu, przywołała pani de Marelle swą córką.
— Lorciu! — zawołała i dziewczynka przybliżyła się natychmiast. — Usiądź tu, moje dziecko. Zimno ci będzie koło okna.
I Duroy poczuł nagle szaloną chęć pocałowania dziewczynki, jakby ten pocałunek miał być skierowanym do matki.
Zapytał tonem ugrzecznionym, niemal ojcowskim:
— Czy wolno panienką pocałować?
Dziecko zdziwione podniosło oczy. Pan i de Marelle rzekła ze śmiechem:
— Odpowiedz: „I owszem, panie, lecz tylko dzisiaj; niezawsze będzie jednak wolno.“
Duroy usiadł na krześle, biorąc małą na kolana i dotknął wargami jej czoła.
Matka zadziwiła się bardzo:
— A to dopiero! nie uciekła? To dziwne. Mężczyznom nie pozwala się nigdy całować. Pan niebezpieczny, panie Duroy.