Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/56

Ta strona została przepisana.

Zaczerwienił się, nie odpowiedziawszy ani słowa i zaczął kołysać małą na kolanach.
Pani Forestier przybliżyła się i wydała okrzyk podziwu:
— A to co? Lorka obłaskawiona! co za cud!
Jakób Rival, z cygarem w ustach, przybliżył się także, a Jerzy wstał natychmiast, zabierając się do wyjścia. Lękał się bowiem, by przez jakąś niezręczność nie popsuł całej, tak świetnie rozpoczętej dziś sprawy.
Ukłonił się, dotknął lekko rąk kobiet, mężczyzn zaś dłonie uścisnął serdecznie. Zauważył, iż uścisk Jakóba Rival’a był również jak jego serdecznym; dotknięcie Norberta de Varenne wilgotne było i zimne, dłoń jego ześlizgiwała się z szybkością po palcach; Walter zaś miał rękę miękką i zimną, bez energii, bez wyrazu, Forestier zaś tłustą i ciepłą. Przyjaciel szepnął mu do ucha:
— Nie zapomnij, jutro, godzina trzecia.
— Nie! nie! nie bój się.
Znalazłszy się na schodach, czuł się tak uradowanym, iż miał chęć skakać po nich. Zbiegał z dwóch naraz stopni, lecz nagle, w środku drugiego piętra, spostrzegł przed sobą śpieszącego się i biegnącego na jego spotkanie mężczyznę. Zawstydzony, zatrzymał się nagle, jakby przychwycony na gorącym uczynku.
Potem jednak począł się wpatrywać w swą