Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/60

Ta strona została przepisana.

I znowu nie wiedział, co dalej. Odtwarzał w myśli piękne, jasne miasto, opadające kaskadą domów aż do samego morza, widział tę górę, pokrytą płaskimi dachami, lecz nie znajdował słów, któremi mógłby wyrazić to, co widział lub odczuwał.
Po wielkim wysiłku, dodał jeszcze:
„Miasto zamieszkują przeważnie Arabowie...“ Potem rzucił pióro i wstał.
Na małem, żelaznem łóżku, gdzie ciało jego wyżłobiło było wgłębienie, spostrzegł teraz codzienne, zniszczone swoje ubranie, rzucone w nieładzie. Kapelusz jedwabny, pomięty, jedyny jaki posiadał, walał się na słomianem krzesełku, zdając się prosić o jałmużnę — dnem odwrócony do góry.
Ściany, pokryte szarym, w niebieskie bukiety papierem, miały na sobie tyleż plam, co kwiatów. Plamy te istniały już prawdopodobnie od czasów niepamiętnych, natury podejrzanej i trudnej do określenia. Były to może robaki roztarte, a może ślady oliwy, może dotknięcia zatłuszczonych palców, lub krople brudnej, wylewanej z miednicy wody. Cały pokoik napełniony był nędzą, nędzą pokoi umeblowanych...
I dziwna rozpacz owładnęła nim na widok tego ubóstwa. Powiedział sobie stanowczo, że musi się stąd wyprowadzić i to zaraz. Jutro zerwie z dotychczasowem swem nędznem życiem.
Zapał do pracy ogarnął cały jego umysł;