okładki ożywiały monotonność tego mnóstwa tomów.
Odwróciła głową, uśmiechnięta przyjaźnie, jak wczoraj. Miała na sobie strojny, koronkowy szlafroczek. Wyciągnęła ku niemu rękę, ukazując obnażone ramię, w obłoku koronek.
— Już? — zapytała, a po chwili dodała: — Lecz to nie wymówka, tylko proste zapytanie.
Jerzy zaczął jąkać:
— Ach, pani! ja nie chciałem wchodzić, lecz mąż pani, którego spotkałem przed bramą, zmusił mnie do tego. Tak jestem zmięszany, że nie mam nawet odwagi powiedzieć, co mnie tu sprowadza.
Wskazała mu krzesło.
— Usiądź pan i mów.
W palcach trzymała gęsie pióro; przed nią leżał duży arkusz papieru, zapisany do połowy. Przerwała widocznie, gdy przyszedł.
Przed biurkiem tem była taksamo swobodną, jak w salonie. Lekki zapach perfum roztaczał się dokoła jej szlafroczka i Duroy odtwarzał już w swej wyobraźni to młode i świeże ciało, pulchne i ciepłe, osłonięte lekką, delikatną tkaniną.
Widząc, iż gość milczy, spytała:
— No i cóż? jaki pan ma interes?
Zaczął nieśmiało.
— Bo widzi pani... ale doprawdy... nie
Strona:PL G de Maupassant Piękny chłopiec.djvu/69
Ta strona została skorygowana.