dalszy ciąg i przyjdź tu o godzinie trzeciej po południu, jak dzisiaj.
Duroy, uścisnąwszy wszystkim ręce, nie znając nawet nazwisk nowych kolegów, zeszedł z pięknych schodów, pełen radości i świetnych nadziei na przyszłość.
Jerzy Duroy źle spał tej nocy, podniecony gorączkowem pragnieniem ujrzenia swego artykułu wydrukowanego. Wczesnym rankiem był już na nogach i wałęsał się długo po ulicach, zanim ujrzał nareszcie roznosicieli dzienników, biegających od kiosku do kiosku.
Wówczas, wiedząc, iż La Vie Française później przychodzi do dzielnicy, w której on mieszka, pobiegł na stacyę kolei Świętego Łazarza. Było jednak zawcześnie, więc musiał przechadzać się przez sporą chwilę w pobliżu stacyi.
Za chwilę dopiero zobaczył kupcową, otwierającą swój sklep ze szkłem, a nakoniec pojawił się też człowiek, dźwigający na głowie całą pakę druków. Pobiegł za nim. Były tu: Figaro, Gil-Blas, Gaulois, Evénement i dwa czy trzy małe poranne dzienniczki. La Vie Française nie było.
Zdjęła go obawa. A może do jutra odłożyli jego artykuł, lub też w ostatniej chwili