Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

Nie mogąc ze wzburzenia wydobyć głosu, wyjąkał:
— Od tej chwili zakazuję ci nazywać panią Rosemilly wdową.
Piotr zwrócił się doń wyniośle:
— Masz, widzę, ochotę wydawania mi rozkazów. Czyś przypadkiem nie oszalał?
Jan również zerwał się z miejsca.
— Nie, nie oszalałem, tylko dość już mam twego postępowania ze mną...
Piotr zadrwił:
— Z tobą? Alboż ty jesteś częścią pani Rosemilly?
— Otóż dowiedz się, że pani Rosemilly będzie moją żoną.
Tamten się rozśmiał:
— Ach, ach! coraz lepiej. Teraz rozumiem, dlaczego mi zabraniasz nazywać ją „wdową“. W dziwny jednak sposób zawiadamiasz mnie o swem małżeństwie.
— Zakazuję ci drwić... słyszysz... ja ci zakazuję.
Podszedł do niego, blady, z zaciśniętemi ustami, rozwścieczony ironją, z jaką tamtem odnosił się do kobiety, którą on kochał i wybrał za żonę.
Lecz Piotr również wpadł we wściekłość. Cały ten gniew bezsilny, wzbierający w nim od dłuższego czasu, uraza dławiona, bunt tłumiony, rozpacz milcząca wszystko to uderzało mu teraz do głowy, oszałamiając do bezprzytomności.
— Ty śmiesz?... Ty śmiesz?.. A ja ci rozkazuję milczeć, słyszysz, ja ci rozkazuję.
Jan zdumiony tą gwałtownością, zamilkł na parę sekund, szukając w tym zamęcie rozumu,