zegaru w stylu Empire, ni globusu, podtrzymywanego przez klęczącego Atlasa, a czyniącego wrażenie dojrzewającego melonu.
Obydwie kobiety, siadając, przestawiły trochę krzesła.
Pani dziś nie wychodziła? — spytała Rolandowa.
— Nie muszę wyznać, że jestem trochę zmęczona.
I jakby w podzięce matce i synowi, przypomniała, jak bardzo przyjemną była jej wczorajsza wycieczka i połów krewetek.
— Wiecie państwo — mówiła — że dziś na śniadanie jadłam ułowione własnoręcznie krewetki. Były znakomite. Możebyśmy sobie któregoś dnia znów urządzili taką wycieczkę...
Młody człowiek przerwał:
— Przed urządzeniem drugiej, należy ukończyć pierwszą.
— Jakto? Alboż nie ukończona?
— Och, pani! Przecież i ja pragnąłbym zawieźć do domu mój połów z Saint-Jouin.
Przybrała minkę naiwno-złośliwą.
— Pan? A cóż pan ułowił?
— Kobietę! I właśnie przyszliśmy z matką zapytać, czy przez noc nie zmieniła zdania.
Uśmiechnęła się.
— Nie, panie, ja nigdy nie zmieniam zdania.
Teraz on wyciągnął do niej rękę, a ona ruchem żywym i stanowczym podała mu swoją. Zapytał:
— Możliwie szybko... nieprawdaż?
— Jak pan chce.
— Za sześć tygodni?
—Ja pod tym względem nie mam głosu.
Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/150
Ta strona została skorygowana.