za którym tu przybył, którego kochał, w którym pokładał takie zaufanie i który go oto opuszcza.
Wyjąkał:
— Przecież pan mnie już nie zdradzi?
Piotr uczuł się tak wzruszonym, że omal go nie chwycił w objęcia.
— Ależ ja pana nie zdradzam. Nie udało mi się tu osiąść, więc wyjeżdżam jako lekarz okrętowy.
— Och! panie Piotrze! A pan przyrzekał, że pomoże mi jako wyżyć!
— Trudno! Ja sam muszę się starać o środki do życia. Nie mam ani grosza majątku.
Marowski powtarzał:
— To źle, to źle, co pan robi. Nie zostaje mi nic, jak zginąć z głodu. W moim wieku nic już począć nie mogę. To źle. Pan opuszcza biednego starca, który tu przybył za panem. To źle.
Piotr chciał się tłumaczyć, protestować, podać swe powody, wykazać, że nie mógł postąpić inaczej, lecz Polak, oburzony tą jego ucieczką, wcale go nie słuchał i z widoczną aluzją do spraw politycznych, zakończył:
— Tak, wy Francuzi nie macie zwyczaju dotrzymywania przyrzeczeń.
Teraz z kolei Piotr uczuł się dotkniętym i wstając, odparł tonem trochę wyniosłym:
— Jesteś niesprawiedliwym, ojcze Marowski. Do tego, co czynię, skłoniły mnie powody bardzo poważne, co pan powinienby rozumieć. Do widzenia. Mam nadzieję, że innym razem będzie pan rozsądniejszym.
I wyszedł.
— Głupstwo — pomyślał — nikt nie będzie bolał szczerze nad mym wyjazdem.
Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/158
Ta strona została skorygowana.