skraju jednego z mostków, łączących „Lorraine” z wybrzeżem.
Ponownie uścisnął wszystkim dłonie i rodzina się rozstała.
— Szybko, szybko, do doróżki! — przynaglał ojciec.
Czekała już doróżka, która ich dowiozła do portu zewnętrznego, gdzie czekał Papagris z „Perłą“, gotową do odpłynięcia.
W powietrzu nie czuć było najlżejszego powiewu; był to jeden z owych suchych, pogodnych dni jesiennych, gdy morze gładkie i lśniące czyni wrażenie zimnej, twardej stali.
Jan chwycił wiosło, majtek drugie i zaczęli odbijać od brzegu. Na pomoście, wzdłuż zatoki, aż po wał kamienny, na całym wybrzeżu, kłębiły się tłumy niezliczone, ruchliwe, zgiełkliwe, oczekujące wypłynięcia „Lorraine“.
„Perła“ przemknęła między dwoma zbitemi falami ludzi i rychło wypłynęła poza groblę.
Kapitan Beausire, siedząc pomiędzy obiema kobietami objął komendę.
— Zobaczycie — mówił — że w sam raz podpłyniemy.
A obaj wioślarze wiosłowali co sił, by wypłynąć na pełne morze. Wtem Roland zawołał:
— Oto jest. Poznaję maszt i kominy. Wypływa z zatoki.
— Dalej, dzieci! ― zachęcał Beausire.
Rolandowa wyjęła z kieszeni chusteczkę i podniosła ją do oczu.
Roland stał, kurczowo trzymając się drąga, raz w raz oznajmiając:
— Teraz dopływa do portu zewnętrznego... Przystaje... znów rusza... O, musiano przycze-
Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/167
Ta strona została skorygowana.