Nazajutrz zbudził się doktor z planem stanowczym zrobienia majątku.
Nieraz już czynił był to postanowienie, nie doprowadzając go jednak do urzeczywistnienia. Na początku każdej nowo podejmowanej karjery nęciła go stale nadzieja szybkiego dorobienia się majątku, podtrzymując energję i zaufanie aż do pierwszej przeszkody, do pierwszej przegranej, rzucającej go znów na inną drogę.
Leżąc w ciepłej, wygodnej pościeli, rozmyślał. Iluż to lekarzy dorobiło się miljonów w niedługim czasie! Wystarczy odrobina sprawności, bo wszak w ciągu długoletnich studjów miał sposobność ocenienia najgłośniejszych profesorów i uważał ich za głupców. Och, napewno im dorównywa, o ile nie przewyższa pod pewnymi względami. Gdyby tylko zdołał zjednać sobie elegancką, bogatą klientelę w Hawrze, z łatwością zarabiałby sto tysięcy franków rocznie. I bardzo dokładnie zaczął obliczać dochody niezawodne. Rano wyjdzie z domu do swych chorych. Biorąc bardzo skromnie, bo dziesięciu pacjentów dziennie, po dwadzieścia franków wizyta, będzie miał rocznie siedmdziesiąt dwa tysiące, a nawet siedmdziesiąt pięć, bo napewno będzie miał więcej, niż dziesięciu przypuszczalnych chorych. Po południu będzie przyjmował u siebie, powiedzmy znów przeciętnie dziesięciu chorych po dziesięć franków, co uczyni trzydzieści sześć tysięcy. I oto okrągła suma stu tysięcy franków. Stali klienci i przyjaciele, którym nie będzie mógł liczyć więcej nad dziesięć franków, obniżą nieco tę sumę, co się znów wyrówna przez konsylja i inne bieżące dochody związane z praktyką lekarską.
Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/40
Ta strona została skorygowana.
III.