Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/58

Ta strona została przepisana.

czora słabło, nie jakoby myśl tę zarzucił, lecz poprostu, nie chcąc mącić tak szybko obecnego swego błogostanu.
Beausire wstał, by wznieść toast.
Skłoniwszy się wokół, począł:
— Piękne damy, panowie! Zebraliśmy się tutaj, by święcić zdarzenie radosne, spotykające jednego z naszych przyjaciół. Ongi mówiono, że fortuna jest ślepa, ja jednak sądzę, że jest tylko krótkowidząca lub złośliwa, i że oto sprawiła sobie doskonałą lunetę, która pozwoliła jej dostrzedz w porcie Hawru syna naszego kochanego towarzysza, Rolanda, kapitana „Perły“.
Posypały się brawa, spotęgowane oklaskami, a ojciec Roland wstał, by odpowiedzieć.
Odkaszlnął, czując gardło trochę zatkane, a język ociężały i wyjąkał:
— Dzięki, kapitanie, dzięki w imieniu własnym i syna. Nigdy nie zapomnę tego pańskiego postępku. Piję zdrowie pana.
Łzy miał w oczach i nosie; usiadł więc, nie mając już nic do powiedzenia. Wtedy Jan śmiejąc się wstał i zabrał głos:
— To ja — począł — winienem podziękować przyjaciołom oddanym i serdecznym — (spojrzał na panią Rosemilly) — dającym mi dziś dowód wzruszający swej życzliwości. Nie słowami jednak pragnę im wyrazić swą wdzięczność. Dowiodę jej w przyszłości, w każdej chwili życia, gdyż przyjaźń nasza nie należy do tych, co przemijają.
Matka, głęboko wzruszona, szepnęła:
— Bardzo dobrze, moje dziecko.
Wówczas Beausire zawołał:
— A teraz przemówi pani Rosemilly, imieniem płci pięknej.