i innym, niż dlań były dotychczas. Zrozumiał teraz, że kochając ją, nigdy się jej nie przyglądał. A jednak to ona: zna wszak najdrobniejsze szczegóły jej twarzy tylko, że drobnym tym szczegółom po raz pierwszy przygląda się tak dokładnie. Trwożna uwaga, z jaką analizował drogą tę głowę, ukazywała mu ją inną, o wyrazie odmiennym, jakiego wpierw nie dostrzegał.
Wstał, by odejść, gdy nagle, poddając się nieprzezwyciężonemu pragnieniu, co mu trapiło serce od poprzedniego wieczora, spytał:
— Powiedz matko, wszak zdaje mi się, że dawniej, kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Paryżu, stała w saloniku miniaturka Marechala.
Zawahała się na sekundę czy dwie, a może mu się tylko zdawało, że się waha, poczym rzekła:
— Tak.
— I co się z nią stało?
Mogła wszak odpowiedzieć prędzej.
— Ta miniaturka... czekaj... niech sobie przypomnę. Kto wie, czy nie mam jej w sekretarzyku.
— To możebyś ją odszukała, dobrze?
— Tak, poszukam. Na co jej potrzebujesz?
— Och, to nie dla mnie. Myślałem tylko, że należałoby ją dać Janowi, bo sądzę, że mu to sprawi przyjemność:
— Tak, masz słuszność, to dobra myśl. Zacznę jej szukać, skoro tylko wstanę.
I wyszedł.
Dzień był pogodny, bez najlżejszego wietrzyku. Ludzie na ulicach wydawali się weseli, zarówno przemysłowcy biegnący za swymi interesami, jak urzędnicy zdążający do biur i młode dziewczęta spieszące
Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/85
Ta strona została skorygowana.