— Tak, tak, wiem już, gdzie go mam; zaraz go przyniosę.
— A więc kłamała! Kłamała, odpowiadając jeszcze dziś rano, odpowiadając własnemu synowi, gdy ją pytał, co się stało z tą miniaturką: „Nie wiem... nie wiem dokładnie... może jest w moim sekretarzyku”.
Widziała ją, miała w ręku, oglądała przed paru dniami, poczym ją znów ukryła w zamkniętej szufladce, wraz z listami, z jego listami.
Piotr patrzył na swą matkę, która kłamała! Patrzył na nią z gniewem rozpacznym syna oszukanego, zawiedzionego w świętych swych uczuciach i z zazdrością mężczyzny, który był dość długo ślepym, lecz ostatecznie odkrył zdradę haniebną. Gdyby był mężem tej kobiety, on, jej syn, chwyciłby ją za ręce, za barki lub za włosy, obaliłby ją na ziemię i biłby ją, męczył, dusił! A tu nie może nic powiedzieć, nic uczynić, nic okazać, nic wyjaśnić. On jej synem, niema więc nic do pomszczenia — jego wszak nie oszukano.
A jednak go oszukała w jego przywiązaniu, w zbożnej czci, jaką dla niej żywił. Powinna była zachować się dla niego nienaganną, jak wszystkie matki dla swoich dzieci. Jeśli gniew nim miotający potęgował się niemal do nienawiści, to dlatego, że uważał ją za bardziej winną wobec niego, niż nawet wobec ojca.
Miłość między mężczyzną a kobietą jest układem własnowolnym, a kto go narusza, dopuszcza się tylko zdrady; gdy jednak kobieta zostaje matką, obowiązek jej się potęguje, gdyż natura powierza jej dobro rasy. Jeśli wówczas upada, staje się nikczemną, niegodną, podłą!
— A jednak ozwał się nagle Roland, wycią-
Strona:PL G de Maupassant Piotr i Jan.djvu/93
Ta strona została skorygowana.