— Mamy stół zamówiony: ja, Liverdy, Rocdiane i Lauda. Spiesz się, bo już kwadrans na ósmą.
W jadalni, pełnej mężczyzn, gwarno było jak w ulu.
Byli tu wszyscy włóczędzy nocni Paryża, bezczynni i zajęci, wszyscy ci, co od siódmej wieczorem, nie wiedząc co począć, przychodzą na obiad do klubu, by przy sposobności lub przypadkiem przyczepić się do czegoś lub kogoś.
Gdy pięciu przyjaciół zasiadło przy stole, bankier Liverdy, mężczyzna czterdziestoletni, silny i przysadkowaty, rzekł do Bertina:
— Pan dziś byłeś wściekły podczas zapasów.
Malarz odparł:
— Tak, dziś mógłbym dokonać rzeczy nadzwyczajnych.
Tamci się uśmiechnęli, a pejzażysta Maldaut, drobny, łysy człowieczek o siwej brodzie, tonem subtelnym zauważył:
— I ja dziś czuję przypływ soków wiosennych; to mi pozwoli puścić kilka listków, powiedzmy z pół tuzina, bo reszta rozpłynie się w sentymencie, nigdy nie doprowadzając do owoców.
Markiz de Rocdiane i hrabia de Lauda wyrazili mu swe współczucie. Obaj starsi od niego, jakkolwiek najwprawniejsze nawet oko nie mogłoby określić ich wieku, sportsmani, jeźdźcy i zapaśnicy, dzięki nieustannym ćwiczeniom zachowawszy organizm żelazny
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/101
Ta strona została przepisana.