krótkiego, malarz zmusił też swych gości do szampana.
— Mała się upije! — protestowała hrabina.
Księżna zaś pobłażliwie odparła:
— Mój Boże! raz przecież musi zacząć.
Wracając do pracowni wszyscy byli nieco podochoceni, tą wesołością lekką, zdającą się jakoby dodawać skrzydeł.
Księżna i hrabina, mając wziąć udział w posiedzeniu Komitetu Matek francuskich, chciały wpierw odwieźć Anetkę do domu, lecz Bertin zaofiarował się odprowadzić ją pieszo przez bulwar Malesherbes.
— Chodźmy najdłuższą drogą — prosiła Anetka, gdy oboje wyszli na ulicę.
— Czy chcesz się trochę powałęsać po parku Monceau? Bardzo ładny zakątek; będziemy się przyglądać dzieciakom i mamkom.
— To dobrze, chodźmy tamtędy.
Aleją Velasqueza doszli do bramy złoconej i monumentalnej, oznaczającej wejście do tego cacka, jakiem jest ów park elegancki, w samem centrum Paryża, w okoleniu pierwszorzędnych pałacy roztaczający czar zieleni i świeżości.
Wzdłuż szerokich alei, biegnących obok trawników i klombów, tłum mężczyzn i kobiet siedząc na żelaznych krzesłach, przygląda się przechodniom, na wąskich zaś ścieżynkach, wężowo wijących się niby strumyczki w cieniu drzew, mnóstwo dzieciaków grzebie się w piasku, biega i skacze pod obojętnym
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/108
Ta strona została przepisana.