jak chodzi się do teatru, by podziwiać widowisko życia.
Olivier Bertin od szeregu lat przychodził niemal codziennie do tego parku uprzywilejowanego, by obserwować paryżankę w najodpowiedniejszej dla niej oprawie. „To park stworzony dla pięknych toalet“ — zwykł mawiać — ludzie źle ubrani wprowadzają tu istotnie zgrzyt dysonansu. I wałęsał się godzinami, znając zarówno wszystkie rośliny, jak i codziennych spacerowiczów.
— Szedł obok Anetki wzdłuż alei, roztargniony barwnym obrazem parku.
— Och, amorek! — zawołała.
Przyglądała się chłopczykowi o jasnych loczkach, który również obejmował ją spojrzeniem błękitnych oczu z wyrazem zdziwienia i zachwytu.
Następnie przyglądała się grupce innych dzieci, a przyjemność patrzenia na te żywe laleczki w zwojach wstążek, rozbudziła w niej gadatliwość.
Drobnemi kroczkami drepcząc obok Bertina, udzielała mu swych uwag i spostrzeżeń nad dziećmi, piastunkami i matkami. Dzieciaki dobrze wyglądające, wyrywały jej okrzyki radości, na widok mizernych uczuwała litość.
Słuchał, lepiej się bawiąc nią niż dzieciakami, nie zapominając jednak o swej sztuce. „Czarujące!“ szepnął, postanawiając wymalować obraz, któryby przedstawiał zakątek parku z wieńcem piastunek, matek i dzieci. Dziwne, że dotąd o tem nie pomyślał!
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/110
Ta strona została przepisana.