— Lubisz tych małych nicponiów? — spytał.
— Och, przepadam za nimi.
Patrząc na jej ożywioną twarz czuł, że najchętniej chwytałaby te dzieciaki jedno po drugiem, by je ściskać i pieścić, wiedziona instynktem przyszłego macierzyństwa; i dziwił się w duszy tej skłonności tajemnej, ukrytej w ciele każdej kobiety.
Widząc, że jest usposobiona do rozmowy, zaczął ją wypytywać o jej upodobania. Z czarującą naiwnością wyznała, że pragnie gorąco powodzenia i sławy salonowej, i że chciałaby mieć piękne konie, na których znała się zresztą jak fachowiec, gdyż w dobrach ojca kwitła na wielką skalę hodowla koni rasowych; o narzeczonego natomiast nie troszczyła się więcej niż o mieszkanie, które zawsze można dostać wśród tylu lokali do wynajęcia.
Zbliżali się do jeziora, po którem zwolna pływały dwa łabędzie i sześć kaczek, czystych i spokojnych jak gdyby były z porcelany; poczem przeszli obok młodej kobiety, siedzącej na krześle, z książką otwartą na kolanach, zapatrzonej w dal i widocznie pogrążonej w zadumie.
Siedziała nieruchoma jakby jakaś figura z wosku. Brzydka, skromnie ubrana, nie myśląc widocznie o podbojach, prawdopodobnie biedna nauczycielka, oddaliła się widocznie w krainę marzeń, pociągnięta zapewne lekturą, która rzuciła czar na jej serce. Niewątpliwie snuła własne nadzieje i pragnienia, rozkołysane wątkiem opowieści.
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/111
Ta strona została przepisana.