w sobie rzeczy martwe zabalsamowane, jak owe aromaty, służące do konserwowania mumij.
W tej chwili, czyżby trawa zroszona lub kwiecie kasztanów wskrzeszały chwile minione? Nie. Więc co? Czy może jakieś wrażenie wzroczne wywołało w nim to ożywienie? Co jednak widział takiego? Nic. Wśród osób spotkanych, jedna przypominała może pewną postać z przeszłości, a jakkolwiek go nie poznała, poruszyła może w jego sercu struny dawo zamilkłe.
Więc może dźwięk jakiś podziałał tak podniecająco? Często się zdarzało, że dźwięki fortepianu usłyszane znienacka, głos nieznany, a nawet katarynka wygrywająca melodję oklepaną, odmładzały go w okamgnieniu o lat dwadzieścia, napełniając mu pierś wzruszeniami zapomnianemi.
A zew ten tajemny trwał w dalszym ciągu, bezustanny, nieuchwytny, niemal irytujący. Co mogło w jego pobliżu w ten sposób wskrzeszać uczuciowość dawno przytłumioną?
— Trochę chłodno — rzekł — odejdźmy.
Wstali i poszli dalej.
Patrzył na ławki zajęte przez ludzi biednych, dla których krzesło było wydatkiem zbyt znacznym.
Anetka im się teraz przyglądała, dopytując o ich życie i zajęcia, zdziwiona, że mając wygląd tak mizerny, przychodzili jednak próżnować do tego pięknego parku publicznego.
W tej chwili, silniej jeszcze niż przedtem, Olivier
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/114
Ta strona została przepisana.