Dotychczas stwierdził był tylko podobieństwo twarzy, spojrzenia przyjaznego i bystrego, aż tu nowe misterjum głosu zmartwychwstałego niejako, zespala je w sposób tak dziwny, że odwróciwszy głowę, by nie widzieć kroczącej obok dziewczyny, zadawał sobie chwilami pytanie, czy to nie hrabina, która zupełnie taksamo mówiła do niego dwanaście lat temu.
A gdy pod wpływem tej halucynacji zwracał się ku niej, w spojrzeniu dziewczyny znów odkrywał ów wyraz słodkiego na wpół omdlenia, jakim ongi wabił go wzrok matki.
Trzykrotnie już okrążyli byli park, raz po raz mijając te same osoby, te same piastunki i te same dzieci.
Anetka zaczęła się teraz przyglądać palacom, okalającym park, pytając o ich nazwy i mieszkańców.
Chciała się wszystkiego dowiedzieć o tych ludziach, zadawała pytania z ciekawością zachłanną, odpowiedzi skrzętnie notując w swej pamięci kobiecej i z twarzą pałającą zainteresowaniem, wzrokiem i słuchem łowiła jego odpowiedzi.
Doszedłszy jednak do pawilonu, dzielącego dwie bramy, któremi wychodzi się na bulwar, Bertin spostrzegł, że zaraz wybije czwarta.
— Och, rzekł trzeba wracać.
I powoli wydostali się na bulwar Malesherbes.
Pożegnawszy Anetkę, malarz skierował się ku Placowi Zgody, by złożyć wizytę po drugim brzegu Sekwany.
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/116
Ta strona została przepisana.