bijania czasu. Miał więc stałe nawyknienia w cyrku, Klubie, na wyścigach i fix’ach rozmaitych, w Operze, mniej więcej wszędzie, by tylko nie wracać do domu, gdzie byłby przebywał z największą przyjemnością, gdyby ona była obok niego.
Ongi, w chwilach szalonej namiętności, cierpiał straszliwie, że nie może ją wziąć i zatrzymać; później gdy płomień miłosny przygasł, bez buntu pogodził się z koniecznością rozłąki i zachowania swobody; w tej chwili znów się w nim budził żal, jak gdyby zaczynał ją kochać na nowo.
A nawrót tej czułości dokonał się w nim tak raptownie, niemal bez przyczyny zewnętrznej, li dlatego, że na dworze była wiosna, a może też, że dopiero co posłyszał odmłodzony głos tej kobiety. Jak niewiele potrzeba do wzburzenia serca człowieka, człowieka starzejącego się, u którego wspomnienia wiodą za sobą korowód żalów!
Jak ongi, pragnienie ujrzenia jej opanowało mu duszę i ciało, wprawiając je w stan gorączki; zaczął o niej myśleć, niemal jak to czynią młodzi zakochani, by świadomą egzaltacją spotęgować jeszcze swe pożądania; nareszcie, pomimo że widział ją rano, postanowił tego samego wieczora zajść do niej na herbatę.
Godziny mu się dłużyły, a skierowując się ku bulwarom doznał prawdziwej trwogi na myśl, że może jej nie zastać i być zmuszonym do spędzenia wieczoru całkiem samotnie, jak spędził był tyle innych.
Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/119
Ta strona została przepisana.