Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/129

Ta strona została przepisana.

— Boże, jakiś ty siwy! Resztki czarnych włosów zniknęły bez śladu.
— Niestety, wiem o tem! To postępuje szybko.
Obawiała się, czy go nie zasmuciła.
— Och! ty tak wcześnie posiwiałeś. Ja cię już poznałam szpakowatym.
— To prawda.
By zatrzeć chwilową przykrość, spowodowaną tą uwagą, pochyliła się nad nim i w obie ręce ująwszy mu głowę, składała na czole jego pocałunki lekkie i pełne uczucia, te pocałunki przeciągłe, co zdają się nie mieć końca.
Następnie patrzyli na siebie, pragnąc w głębi swych oczu wyczytać odblask przywiązania wzajemnego.
— Bardzobym chciał spędzić gdzieś z tobą cały dzień.
Bezustannie dręczyła go niewyrażalna potrzeba bliskiego z nią obcowania.
Przed chwilą jeszcze sądził, że odejście ludzi zbytecznych wystarczy do zaspokojenia pragnień, zbudzonych w nim tegoż ranka, a oto pozostawszy sam na sam z kochanką, czując na czole ciepłe jej dłonie, a na policzku poprzez suknię ciepło jej ciała, doznawał znów tego samego niepokoju, tego samego pragnienia miłości dziwnego jakiegoś i raptownego.
I wyobrażał sobie że zdala od tego domu, może w lesie, gdzie byliby sam na sam, zdala od wszystkich ludzi, ten nagły niepokój serca dałby się może ukoić i uśmierzyć.