Strona:PL G de Maupassant Silna jak śmierć.djvu/132

Ta strona została przepisana.

w miękkich kapeluszach szarych lub czarnych, kształtu nieokreślonego, szerokich i krągłych jak dachy, o kresach opadających tak nisko, że zasłaniały niemal cały tors mężczyzny. Inni drobni, ruchliwi, wątli lub przysadkowaci, w krawatach fularowych, kurtkach malarskich lub specjalnych kostjumach cyganerji.
Byli tu przedstawiciele elegancji salonowej i goga, artyści bulwarowi i chłodni akademicy, poprawnie udekorowani czerwonemi kokardkami, olbrzymiemi lub mikroskopijnemi, zależnie od ich pojmowania elegancji i dobrego tonu, wreszcie malarze burżuazyjni, w towarzystwie rodziny, triumfalnym niejako orszakiem otaczającej ojca.
Na czterech olbrzymich ścianach, płótna rozpięte w salonie kwadratowym, z daleka już olśniewały jasnością tonów i połyskiem ram, soczystością świeżych barw, spotęgowanych jeszcze werniksem, oślepiających w brutalnem świetle, padającem z góry.
Portret prezydenta Republiki, umieszczony na wprost wnijścia; na ścianie przeciwległej jakiś generał kapiący od złota, w kapeluszu o strusich piórach i czerwonych spodniach sąsiadował z nagiemi nimfami w cieniu wierzb i z okrętem strzaskanym, niemal już pochłoniętym przez fale. Biskup z dawnych czasów, rzucający klątwę na barbarzyńskiego króla, jakaś uliczka w mieście orjentalnem, zawalona zwłokami ofiar zarazy, cień Danta, błądzącego po piekłach, ściągały wzrok i przykuwały siłą ekspresji nieprzepartej.
W ogromnej tej sali widniały jeszcze inne płótna: